Antibes
Nareszcie chwile się rozdrabniają
wiją się nienazwaną ulicą
grzęzną w rozmowach co nie cierpią zwłoki
gniją
liście się barwią po policzku mi opadają
duszą się w nieczystych oddechach
bez fotografii
bez dzwonków
bez konieczności
trzydziestoletnia podróż
zmęczona codziennie dojrzewająca
docierająca się
ukończona
fasady miękkie
przepocone
najlżejszy jestem
palce o bruk ocieram
M.Packowski
24.09.2025

